Niezatańczone tango, reż. Leszek Bzdyl, Teatr Polski
Spektakl na podstawie prozy Wiesława Myśliwskiego zawitał na scenie Teatru Polskiego. Kult zwykłej codzienności z muzyką w tle.
Na scenie matka (Grażyna Barszczewska) i syn (Dominik Łoś), a właściwie syn i wspomnienie matki. On porządkuje jej pokój z mebli, ubrań i pamiątek, ona – staje się narratorem własnego życia. Monolog matki, milczenie krzątającego się syna i tango w tle. Razem tworzą swoistą mieszankę, w której świat realny przeplata się z nierealnym.
Monolog matki przykuwa uwagę widza, zaprasza do świata pełnego własnych wspomnień. Bohaterka niczym obserwator codzienności relacjonuje swoje reakcje na świat i ludzi. Nie próbuje idealizować ani oceniać. Kobieta daje się poznać jako ciepła, zabawna, sentymentalna, zaradna osoba. Tylko tanga jej brak – ucieczki od rzeczywistości i (nie)spełnionych oczekiwań.
„Te wszystkie nowoczesne tańce przemijają, a tango wciąż się tańczy. W tangu o wszystkim się zapomina, wszystko przestaje boleć, tylko by się tańczyło, tańczyło… Kto nie umie tańczyć tanga, ten w ogóle jakby żyć nie umiał. Najpierw choćby w tańcu dobrze się sprawdzić, bo potem w życiu może być za późno, kiedy jedno w tę, drugie w tę ciągnie„.
Spektakl dość minimalistyczny. Scenografia ogranicza się do wystroju wnętrza mieszkania, a gra świateł (Przemysław Pawlicki) dopełnia reszty. Niezatańczone tango nie obyłoby się bez oprawy muzycznej (Paweł Szamburski, Patryk Zakrocki), która zabiera widzów do innego świata.
Niezatańczone tango to propozycja na spędzenie miłego z muzyką w tle. Trafiony wybór dla mniej i bardziej wymagających widzów.